że wciąż jeszcze spotyka się z kolegami.
- Chodźmy - ponaglił. Oparła się o niego plecami i poruszyła biodrami. - A w stajni jest źle? - zapytała głośno. - Brudno i niewygodnie. - W głosie Sina brzmiało zniecierpliwienie. - Na pewno znajdziemy lepsze miejsce. Opowiesz mi, jak minął dzień. - Nie chcę rozmawiać. - Schyliła się nisko. - Och, kochanie, chyba mam kamyk w bucie. - Ty mała... Do domu. Natychmiast. - Obiecałeś mi kolejną lekcję. - Sama uczysz się dostatecznie szybko. - Objął ją w talii i wyprostował. - W domu nie będziemy musieli się spieszyć. Przyciągnął ją mocno do siebie. Victoria wyczuła jego napięte mięśnie, ale nie wiedziała, co robić dalej. Nie chciała, żeby ktoś na nich patrzył. Odwróciła się twarzą do męża. - Powiedz swoim znajomym, że nie muszą się ukrywać za belami siana. - O czym ty mówisz? - Przestań udawać! Nie jestem idiotką. Widziałam co najmniej jednego z twoich przyjaciół. Tam. - Teraz? - Tak, teraz. Puścił ją i rzucił się w kąt stajni. W powietrze poleciała słoma i kurz. Rozległ się krzyk. Nie namyślając się wiele, Victoria chwyciła widły i pospieszyła mężowi na pomoc. Omal nie przebiła na wylot intruza, który pędził do wyjścia. - Nie, Victorio! W ostatniej chwili odwróciła widły tak, że trafiła uciekającego w ramię tępym trzonkiem. Mężczyzna runął na ziemię, przygniatając ją swoim ciężarem. Na nich dwoje z kolei wpadł Sinclair. - Cholera, Wally, złaź z mojej żony! - wrzasnął. Victoria usiadła oszołomiona. - O rany! - wykrztusiła. - Nic ci się nie stało? - zapytał szorstko, klękając przy niej. Obmacał ją z niepokojem, strząsnął słomę z włosów. - N i c . - Zwichnąłeś mi palec, Sin - powiedział intruz, trzymając się za prawą rękę. - Masz szczęście, że nie złamałem. Ostrzegałem, żebyś dał spokój ze swoimi cholernymi sztuczkami. - Ja tylko... - Zamknij się i poczekaj tu na mnie. Sinclair wziął żonę na ręce i wstał. - Nic mi nie jest - zaprotestowała. - Naprawdę. Bez słowa wyszedł ze stajni i skierował się na tyły domu. Twarz miał bladą i ściągniętą z gniewu albo zmartwienia. Bezceremonialnie otworzył kopniakiem drzwi i wniósł ją do kuchni. Na ich widok pani Twaddle i jej pomocnice krzyknęły, ale Victoria uśmiechnęła się i machnęła ręką.