partnerki. Dlatego, jak bardzo ta rozmowa nie byłaby interesująca,
muszę się pożegnać - dodał szyderczo. Shey przestała się uśmiechać. Nagle zrobiła się bardzo poważna. - Nadal zamierzasz tropić Parker, prawda? - Może - odparł Tanner, wzruszając ramionami. - W takim razie ja idę z tobą - oznajmiła i rzuciła ścierkę. - Tammy, wychodzę. - Nigdzie nie idziesz - zaoponował Tanner. - Nie ma sprawy - powiedziała Tammy i dodała: - Miło mi było pana poznać. Shey pomachała do niej na pożegnanie, po czym uśmiechnęła się do Tannera. - Owszem, idę z tobą. To mi się od ciebie należy. - Skąd taki dziwny wniosek? - Nie tylko odebrałam cię z lotniska, ale jeszcze cię przenocowałam. Nawet dałam ci narzutę i poduszkę z własnego łóżka. To wyjaśnia ten zapach, pomyślał Tanner. - Teraz odbieram swoje. Jadę z tobą. - Niech ci będzie. - Tanner chciał tonem wyrazić rozczarowanie, jednak jakoś nie bardzo mu to wyszło. - Dokąd jedziemy? - zapytała Shey. - Zobaczysz. To niespodzianka. ROZDZIAŁ TRZECI - Nie powiem, żeby mnie to specjalnie zaskoczyło - wymamrotała Shey, kiedy już siedzieli w saloniku w hotelowym apartamencie Tannera. - Choć to niezłe szpanerstwo. Większość ludzi cieszy się, gdy ma w pokoju telewizor podłączony do kabla. Ty wynająłeś sobie całe piętro hotelu. Ten apartament jest większy od mojego domu. - Byłem u ciebie, więc wiem, że nie tak trudno znaleźć lokum większe od twojego mieszkania. - Spodziewał się, że zdenerwuje ją tym stwierdzeniem. I nie zawiódł się. Popatrzyła na niego zjadliwie. - Jeśli mnie pamięć nie myli, zamierzałeś szukać Parker? Po to wyszliśmy z kawiarni. Czyżbyś zrezygnował? - w jej głosie zabrzmiała nutka nadziei. - Zamierzałem rozpocząć poważne poszukiwania, ale po męczącym dniu pod okiem despotycznej szefowej muszę chwilę odetchnąć i coś przegryźć - wyjaśnił Tanner. Shey miała rację, powinien wszystko rzucić i szukać Parker. Im szybciej się z nią rozmówi, tym lepiej. Przekona ją, że to małżeństwo ma rację bytu, że wszystko za tym przemawia. Powinien się ruszyć, ale jakoś nie mógł się przemóc. Sam nie wiedział, dlaczego. Może jutro pójdzie mu lepiej. - W takim razie, skoro nie idziesz jej szukać, ja zbieram się do domu - odezwała się Shey. Po tonie jej głosu poznał, że takie rozwiązanie jest jej bardzo na rękę. W żadnym wypadku nie powinien jej zatrzymywać, ale nie mógł się oprzeć, by się z nią nie podroczyć. - Jak sobie chcesz. Ale skąd wiesz, czy po kolacji jednak nie wybiorę się na poszukiwania? Shey westchnęła ciężko. Milczała. Siedziała na kanapie i patrzyła w okno, za którym rozciągał się wspaniały widok