wzbudzać strach ofiary i podziw swoich widzów, gotowych potem wielbić
go jeszcze bardziej. Tym razem Jessica zdążyła, gdyż miejsce przy toaletce było jeszcze puste, żadna dziewczyna w białej sukni nie czesała długich włosów. Gdzie on był? Czy już przybył? Nagle z dołu dobiegł przeraźliwy krzyk, a Jessica aż podskoczyła ze zdenerwowania. Czyżby znowu przeliczyła się w swoich kalkulacjach? Rzuciła się ku drzwiom, lecz nagle na jej ramię opadła czyjaś ręka, straszliwie silna ręka o palcach jak ze stali i rozległ się szept: - A teraz umrzesz. RS 219 ROZDZIAŁ CZTERNASTY David czuł się na tyle dobrze, że nie rozumiał, czemu lekarze chcą go dalej trzymać w szpitalu w charakterze chorego. Nie pojmował też, czemu pilnuje go policjant, w dodatku trochę dziwny. Powiesił coś w oknie, a chociaż David starał się nie myśleć, że nowoorleańska policja to banda świrów, nie było to łatwe, ponieważ tym czymś okazały się warkocze czosnku. Facet nazywał się Giovanni Santini i jak na wariata był całkiem miły. David wywnioskował z rozmowy z nim, że to pilnowanie ma coś wspólnego ze zniknięciem jednego ciała z kostnicy. Nie pamiętał dokładnie, co się tam wydarzyło, pamiętał tylko piękną nagą kobietę z fantastycznym biustem. - Wszystko w porządku? David drgnął, ponieważ Santini od jakiegoś czasu siedział cicho i wydawał się spać. - Tak. Chciałbym już wrócić do domu. - Niedługo, synu-pocieszył go Santini, dyskretnie dotykając dużego srebrnego krzyża, który nosił na szyi. Ku swemu zaskoczeniu David znalazł taki sam krzyż na własnej piersi, od razu kiedy odzyskał przytomność. - Gdybyś czegoś potrzebował, to mów - ciągnął policjant. - Potrzebuję wrócić do domu i wyspać się porządnie, bo tutaj co godzinę budzi mnie pielęgniarka, żeby zmierzyć mi temperaturę. Mam dosyć. RS 220 Santini roześmiał się. - Przykro mi, synu, ale na razie nic się na to nie poradzi. A teraz śpij. - Tak jest, panie władzo. David rzeczywiście się zdrzemnął, lecz w pewnym momencie coś go obudziło, a raczej ktoś, tym razem nie była to pielęgniarka, tylko lekarz, trzymający go za rękę i świecący mu w twarz latarką, więc David widział jedynie zarys potężnej sylwetki. - Obróć się na bok, synu - powiedział lekarz. - Muszę pobrać ci krew. - W środku nocy? - zdziwił się chłopak. - Tak, bo chciałbym mieć na rano wyniki z laboratorium. To potrwa chwilę, potem możesz znowu spać. David przewrócił się więc na bok, lecz nagle uderzyło go, że to „spać" zabrzmiało dziwnie sycząco, więc odwrócił głowę... i wrzasnął, co sił w płucach. Ujrzał swoją rękę i wbite w nią kły. Santini zerwał się z krzesła w mgnieniu oka, ale lekarz, nie odrywając się od Davida, ani nie oglądając się za siebie, zamachnął się i